piątek, 16 października 2015

Kraj Kwitnącej Wiśni na kartach do tradycyjnej japońskiej rozgrywki.

Witajcie po długim czasie.... UFFfffff... Odetchnęliśmy z ulgą. Po półrocznym szale wyjazdów, ślubów, nieobecności i sam Cthulhu wie jeszcze czego, w końcu spokojnie możemy zasiąść do planszówek. Ostatnio zakupiliśmy jedynie gry karciane: Dixit, Elizjum, Pory Roku... Tak, karty to coś, co szczególnie lubimy, dlatego z chęcią przedstawimy Wam nadchodzącą nowość Trefla: Hanafuda. Zachęcamy do lektury opisu producenta. Nas zachęciło, a Was?
ご挨拶 - Go aisatsu (Pozdrawiamy!) :)


Hanafuda", tradycyjne japońskie karty do gry inspirowane talią przywiezioną w XVI wieku do Kraju Kwitnącej Wiśni przez Portugalczyków, zupełnie nie przypominają kart europejskich. Nie znajdziecie na nich żadnych liczb czy symboli tj. serce, karo, trefl czy pik. Jak więc wygląda korzystanie z takich kart? W co i jak można pograć "Hanafudą"? Możliwości jest dużo, stąd też wieloletnia popularność "Hanafudy".


Jak to wygląda?

Talia składa się z 48 kart równo podzielonych na 12 miesięcy roku kalendarzowego. Na każdy miesiąc przypadają cztery karty ozdobione charakterystyczną dla tego okresu rośliną, zwierzęciem lub przedmiotem. Na kartach dominują motywy kwiatowe. W talii wyróżnia się 5 rodzajów kart o różnej punktacji: światła (20 punktów), zwierzęta (10 punktów), zwoje (5 punktów), rośliny (1 punkt).

Nauczenie się przyporządkowania roślin do miesięcy, znacznie ułatwi rozgrywkę. Dwanaście miesięcy w symbolice Hanafudy prezentuje się następująco:

styczeń – sosna, luty – śliwa, marzec – wiśnia, kwiecień – wisteria, maj – irys, czerwiec – peonia, lipiec – lespedeza, sierpień – miskant chiński, wrzesień – chryzantema, październik – klon, listopad – wierzba, grudzień – paulownia .




Mając już rozeznanie w budowie kart, możemy zacząć rozgrywkę. W co można zagrać?

Na początek przygody z "Hanafudą" najlepsze będzie...

Łączenie kwiatów

Jest to najbardziej podstawowa wersja gry. Pozwala na utrwalenie wzorów kart, zapamiętanie ich wartości i przyporządkowanie roślin do miesięcy. Do rozegrania partii potrzebne są 2 lub 3 osoby.

Potem możemy zagrać na przykład w...

Koi-koi

Koi-koi to jedna z najbardziej popularnych gier wykorzystujących talię "Hanafudy". Jest to gra w liczenie zysków i strat, polegająca na składaniu jak najlepszych układów kart (yaku). Kluczem do sukcesu jest właściwa decyzja gracza, czy zakończyć rozgrywkę po zdobyciu układu, czy też grać dalej.

Mushi

Mushi (Owad) jest prostą, przyjemną i popularną grą dla 2 osób. Różni się od niektórych gier opartych na talii "Hanafudy" liczbą używanych kart – zamiast 48 używa tylko 40.

Znacie już podstawy gry japońskimi kartami. Szczegółowe zasady znajdziecie w instrukcji 

dołączonej do "Hanafudy".

wtorek, 4 sierpnia 2015

PrzyForciło Ci się! Zgrana Para przegania Rzymian do domu!

Rzymianie Do Domu to druga gra, którą otrzymaliśmy od wydawnictwa Trefl. Jest to już czwarta z kolei gra z serii Joker Line w naszej kolekcji. Charakteryzuje je małe opakowanie i prostota rozgrywki. Dzięki czemu można je zabrać wszędzie i zagrać praktycznie ze wszystkimi. Mamy wakacje, więc i pod tym kątem oceniamy w tym miesiącu gry. Czy Rzymianie pobiją wczorajsze dobre oceny Rancho Party? Zapraszamy do lektury.



Zasady i Rozgrywka:

Każdy z graczy otrzymuje swoją talię kart. W każdej talii znajdują się postaci, które mają za zadanie zdobywać i obalać forty. Każda z nich ma też swoją wartość od 1 do 9 (bez ósemki:)) oraz właściwości bitewne. Po przetasowaniu gracz odrzuca dwie karty losowo oraz jedną po ich obejrzeniu. Zaczyna się bitwa.

Na stole układamy 6 fortów w kolejności losowej. Kartę z najwyższą wartością przekładamy na koniec, a z najniższą na początek. Gracze wykładają z ręki karty pod fortami zakryte tak, aby inni gracze nie widzieli ich wartości. Następuje faza ataku, w której odkrywa się karty pod fortami.
Warto zaznaczyć, że fortece także mają właściwości modyfikujące rozgrywkę. Gracz który uzyska większą sumę wartości swoich odkrytych kart zdobywa fort i zabiera swoją kartę ze stołu o ile karta nie mówi inaczej. Gracz, którego postać nie zdobyła fortu pozostawia tę kartę na stole, dzięki czemu może być sumowana podczas zdobywania innego fortu. Proste? Banalne. O ile przeczytało się na początku wszystkie karty - bez tego się nie obejdzie i rozgrywka bardzo traci. Wygrywa gracz, który uzyskał większą liczbę punktów zaznaczonych na zdobytych kartach fortów.

Oswojeniu zasad pomaga instrukcja, która szczegółowo opisuje wszystkie akcje, wraz z przykładami.

W drugim wierszu, na linii czerwonego zabłądził jeden fioletowy szpieg ;)


Wykonanie:

Przyznamy, że tak samo jak w przypadku Rancho Party karty i ich grafiki są naprawdę ładne. O ile bajkowość postaci w Rancho bawiły, tak tutaj obrazki zachwycają. Karty do koszulek!
Oczywiście mały rozmiar pudełka na wielki plus. Zmieści się dosłownie wszędzie.

Karty Fortów - nazwy zwalają z nóg.


Opinia Blondi:

O ile Rancho Party mnie pozytywnie zaskoczył to Rzymianie mnie zachwycili. Znów strategia liczyła się najbardziej. Dużo Fortu... to znaczy fartu przyda się na pewno, bo ciężko przewidzieć ruch przeciwnika, a im więcej przeciwników tym więcej zabawy. Uwielbiam to, że każda z postaci ma inną cechę, która miesza w rozgrywce - rewelacja! Każdy fort (oprócz Niefortu) również ma swoje właściwości. Skoro już przy nazwach jesteśmy to mój wielki pokłon w stronę tłumacza gry pani Aleksandry Zagarowskiej. Przy czytaniu nazwy Fortów po prostu uśmiałam się do łez. Szkoda jedynie, że nazwy postaci nie zostały przetłumaczone, ale w końcu Kaledończycy (ówcześni Szkoci) polskich nazwisk nosić nie zwykli :) Ale nazwy fortów? Po prostu petarda! Gra jest szybka i jeśli zna się dobrze zasady to niesie ze sobą wiele, ale to wiele przyjemności. Jedyne moje zastrzeżenia kieruję do progu wejścia do gry. Przy Rancho Party wystarczyły dwie minuty by wyjaśnić zasady. Tutaj niestety musimy więcej czasu poświęcić na zapoznanie się z opisami wszystkich kart postaci i fortów. Jest to niestety niezbędne. Pierwsze rozgrywki będą się dłużyły, ponieważ wszyscy będą czytać każda kartę. Warto jednak nauczyć się grać, by w pełni docenić rozgrywkę. Pewnie Kris też zwróci na to uwagę - gra zajmuje mało miejsca i można w nią grać wszędzie. Leci z nami we wrześniu do Grecji. Z innych rzeczy - prosta, ale bardzo przemyślana mechanika wymaga od gracza wielu decyzji i przemyślanych ruchów. Dzięki temu nie tylko początkujący, ale i zaawansowani gracze znajdą w tej grze sporo przyjemności i satysfakcji. Gra dedykowana jest dzieciom od 10 lat... sądzę jednak, że powinna ona być przeznaczona dla nieco starszych graczy. Nie ze względu tematyki, czy grafik, a z powodu wielu właściwości każdej z  kart, które trzeba przyswoić przed rozpoczęciem rozgrywki.
Najbardziej podoba mi się: Nazwy Fortów i mechanika.



Opinia Krisa:

Rzymianie do domu? ...raczej na wakacje. Tak krótko mogę podsumować tą pozycję. O ile Rancho Party zajmuję troszkę zbyt dużo miejsca po rozłożeniu, to ta gra jest idealna. Spokojnie można w nią zagrać w każdym miejscu. Z pudełka, choć małe także można zrezygnować i wtedy to się nawet do kieszeni spodni zmieści :) Jeżeli chodzi o samą rozgrywkę jest ona bardzo ciekawa. Trzeba jednak dokładnie zapoznać się z instrukcją i kartami. Gdy tego nie zrobimy, zbyt pochopnie można uznać ją za "taką sobie", jak to było w moim przypadku. Przy kolejnych podejściach gra okazała się jedną z lepszych gier tego typu. Mimo krótkiego czasu rozgrywki, znajdziemy tu prawie wszystko: od analizy taktycznej, poprzez przewidywanie ruchów przeciwnika do odrobiny losowości. Całość wieńczą bardzo przyjemne dla oka, grafiki kart.  Czy jest to gra familijna, tak jak choćby Rancho Party? I tak, i nie. Tak, - gdyż nie ma dużo elementów i instrukcja jest dosyć krótka. Nie,, ponieważ karty i forty posiadają właściwości o których trzeba pamiętać, co młodszym graczom może sprawić troszkę problemów.  Nie mniej, gdy ktoś zapyta mnie, jakie gry zabiorę na tegoroczne wakacje, to bez zawahania powiem - Rzymianie do Domu!
Najbardziej podoba mi się: Przewidywanie ruchów przeciwnika, kompaktowość gry.



Ocena końcowa:

Biorąc pod uwagę:
  • prostotę gry
  • rozmiary pudełka
  • możliwości taktyczne
  • ciekawą szatę graficzną
  • humor zawarty w kartach
  • możliwość przewidywania ruchów przeciwnika
  • dobrą skalowanie na różną ilość graczy

Przyznajemy tej grze ocenę 5/6




poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Zgrana Para świętuje urodziny Psa Pikusia - recenzja Rancho Party

Balony nadmuchane? Szampan Kupiony? Prezenty spakowane? W takim razie nie pozostaje nam nic innego jak tylko imprezować. Przyznamy szczerze, że balować to my potrafimy. Często na imprezy zabieramy planszówki. Ale w taką karciankę najchętniej zagralibyśmy z młodszymi graczami. Rancho Party to jedna z gier z serii Joker Line wydawnictwa Trefl. Z tej serii mamy też gry Zero i Pentos, lecz wydaje nam się, że Rancho Party to całkiem inna bajka. Czy to gra tylko dla dzieci? Czy Blondi baluje lepiej niż Kris? Czytajcie niżej.



Zasady i Rozgrywka:

Każdy z graczy ma na ręce 7 kart. Jedną kładzie na środek stołu - to ona rozpoczyna grę. Gracz w swojej turze dobiera jedną kartkę z kupki i zagrywa którąś z nich. Karty ponumerowano od 1 do 7, a każdy numer odpowiada innemu zwierzęciu. Gracz musi wyłożyć kartę o tej samej wartości i położyć ją w kolumnie, bądź kartę, która będzie mógł położyć obok tworząc ciąg liczb. Nic prostszego! Tak mogłoby się wydawać. Ale kiedy w kolumnie, bądź w wierszu, któryś z graczy dołoży ostatnią kartę to zdobywa punkt. Jeśli któreś zwierzątko w kolumnie, czy wierszu ma balonik w ręku to punktowanie zwiększa się o liczbę baloników. 

Zasady do wytłumaczenia dosłownie w dwie minutki. Zrozumiałe i przystępne dla dzieci, jak i dla całej rodziny. 



Wykonanie:

Pierwsze co rzuciło nam się w oczy: bardzo zgrabne i wytrzymałe pudełko. Tak akurat aby wziąć do plecaka, czy torby plażowej (w końcu mamy lato, więc myślimy praktycznie). Z drugiej strony grafiki zwierząt na białym tle są bardzo starannie wykonane, śmieszne, nowoczesne i przyjazne dla oka, przyprószone dużą dawką humoru. Karty nie są jednak zbyt trwałe - podejrzewamy, że po kilku partiach mogę ścierać się rogi, szczególnie wtedy, gdy gra się z dziećmi. Ale koszulki powinny załatwić sprawę.
Duży plus za dodanie żetonów punktów, których w sumie nie trzeba by było dodawać, a stanowią fajny, fizyczny element rozgrywki.



Opinia Blondi:

Nie przepadam za pasjansowym układaniem kart. Tak samo zniechęcają mnie wszelakie gry typu kilka talii od 1 do 10. Na początku zaskoczyłam się prostotą gry. Wtedy pomyślałam - oto prawdziwa gra dla dzieci. Po pierwszej rozegranej partii stwierdziłam jednak, że gra jest naprawdę wciągająca. Wcale nie jest łatwa - trzeba pogłówkować i obrać strategię. Ostatecznie wciąż przegrywałam i chciałam grać jeszcze, aby się odegrać. Wydaje mi się, że to iście ponadpokoleniowa gra, którą można wyciągnąć kiedy ma się akurat 10 minut wolnego czasu i chce się go fajnie spędzić z rodzinką. Można w nią zagrać z dziadkami, rodzicami, rodzeństwem i swoimi dziećmi. Co więcej - można ją wyciągnąć wszędzie! Na plaży, w parku na kocyku, w domu na podłodze. Fakt, że gra zajmuje trochę miejsca i w samolocie już jej nie wyciągniemy... ale to nie ważne! W cztery osoby gra jest jeszcze bardziej ekscytująca. Ta doza niepewności, czy ktoś zamknie kolumnę, na którą czaję się już od trzech rund jest niezwykła. Gra urosła w moich oczach, mimo jej mikro rozmiarów. W sumie to sama nie wiem czemu tak mi się podoba. Chyba to, ze trzyma w napięciu, trzeba pokombinować przy niej, a nawet obrać strategię mimo lekkiego tematu! Losowość jest niesamowicie przyjemna i nie dokucza, a to właśnie w grach cenię najbardziej :) W swojej kategorii wiekowej - super! Zostaje u nas na półce i jak się dorobimy, to będzie dla potomnych (choć my z Krisem pewnie często ją wyciągniemy na stół).
Najbardziej podoba mi się: losowość, świetna zabawa i możliwość pogłówkowania.



Opinia Krisa:

Bardzo lubię gry karciane, dlatego z przyjemnością zasiadłem do tej pozycji. Śmieszny tytuł, fajne pudełko, pomyślałem - może być ciekawie!. Po rozpakowaniu, szybki rzut na instrukcje i od razu można było grać. Duży plus dla gry! Sama rozgrywka wydaje się być dość prosta. Jednak jeśli ktoś myśli, że to tylko takie lajtowe wykładanie kart to się myli. Będzie przegrywał raz po raz. Sądzę, że w prostocie tej gry leży jej sukces. Mechanicznie jest super przemyślana. Przy większej ilości graczy emocje mogą być większe, jednak gra skaluje sie też bardzo dobrze w dwie osoby. Przemyślane zagrania i odrobina szczęścia - to wszystko, by odnieść  zwycięstwo. Gra na pewno spodoba się młodszym graczom z powodu rewelacyjnych grafik na kartach oraz żetonom punktacji. Mimo że pudełko to nie jakieś wielkie gabaryty myślę, że ciężko będzie rozłożyć ją na małej przestrzeni, szczególnie w końcowej fazie gry, gdy kart na stole jest naprawdę sporo.  Mi osobiście to jednak nie przeszkadza i myślę, że jako gra rodzinna sprawdza się idealne. Dodatkowo cała rozgrywka trwa tylko 10 minut.  Idealne akurat jako przerywnik miedzy cięższymi pozycjami. Aczkolwiek sądzę, że Blondi jednak przeforsuje swój pomysł zabrania jej na nasze wakacje. 
Najbardziej podoba mi się: Krótki czas rozgrywki i możliwość strategii.

Ocena końcowa:

Biorąc pod uwagę:

  • krótki czas rozgrywki,
  • śmieszną tematykę,
  • prostotę zasad,
  • możliwość strategii,
  • przyjazna rodzinie,
  • dobra jako starter dla juniorów,
  • małe pudełko,
  • doskonałe mechanikę w swojej grupie docelowej.


Dajemy tej grze grze ocenę 4,75/6

Dziękujemy wydawnictwu TREFL za przesłanie egzemplarza do recenzji :)





poniedziałek, 6 lipca 2015

Za linią Bugu - Zgrana Para broni Lwów!

Historia zawsze nas fascynowała. Można powiedzieć, że jest to konik Krisa, który uwielbia błyszczeć w towarzystwie anegdotami i ciekawostkami związanymi z pierwszą wojną światową. Nie dziwne więc, że gra 7. W obronie Lwowa wydana przez Instytut Pamięci Narodowej przypadła nam do gustu. Krisa również zachwyca w tej grze to, że w końcu w bitewnej grze może wygrać z Blondi... no, nie zawsze :) Po rozczarowaniu poprzednimi grami dwuosobowymi trochę baliśmy się o szachowość rozgrywki. Czy trafiliśmy w idealną grę dla par? Czytajcie dalej!


Pudełko oraz instrukcja w trzech językach.




Zasady i rozgrywka:

Gracze wcielają się w jedną ze stron konfliktu. Jeden wybiera piechotę Armii Czerwonej, a drugi polskie Lotnictwo. W wersji podstawowej, którą zaleca się przy pierwszych rozgrywkach, zasada jest niezwykle prosta. Wygrywają Polacy, kiedy w ciągu 7 dni (rund) nie dopuszczą oddziałów wrogiej armii do Lwowa. Bolszewicy odniosą sukces, kiedy jeden z oddziałów wejdzie do miasta. Jako, że gra jest asymetryczna, każdy z graczy posiada inne możliwości ruchu.


Gra rozłożona w trybie zaawansowanym.


Bolszewicy - każda jednostka w swojej turze może wykonać:
  • przesunięcie o dwa pola, lub
  • przesunięcie i zbrojenie, lub
  • organizacja rozproszonego oddziału.
Oddział bolszewików szykuje się do przeprawy przez Bug.


Polacy – każdy samolot może:
Przesunąć się o cztery pola w tym może wykorzystać ruch, aby zrzucić bombę na oddziały Armii Czerwonej. W ruchu można ostrzelać kawalerię, przy czym o sukcesie i celności będzie decydować kostka.


Lotnictwo polskie dzielnie broni miasta.


Sama rozgrywka brzmi banalnie, ale kilka wprowadzonych zasad, czynią ją bardziej atrakcyjną:
  • Przeprawa przez Bug – jednostki kawalerii mogą przeprawić się przez rzekę tylko w wyznaczonych miejscach.
  • Rozproszenie oddziałów – następuje po ostrzelaniu przez lotnictwo Polskie i powoduje wstrzymanie jednostki dopóki w ruchu nie zorganizujemy jej ponownie.
  • Obrona przed ostrzałem lotnictwa – decyduje o tym kostka.
  • Powrót do bazy samolotu – aby uzupełnić amunicję i naprawić uszkodzenia (zazwyczaj przydatne po złośliwościach kostki)

Tryb zaawansowany to prawdziwa rewolucja w grze. W rozgrywce tej nie jest już tak ważna obrona Lwowa, ale zdobyte przez bolszewików punkty podliczone na końcu gry. Dlatego też, rozgrywkę przeprowadza się dwukrotnie, aby każdy z graczy mógł poprowadzić bolszewicką kawalerię. Co ciekawe kilka zasad bardzo urozmaica grę. Bo o ile w ruchu samolotów nic się nie zmienia, to po stronie bolszewików dzieje się wiele:
  • Komisarz jest wykorzystywany raz w czasie całej gry. Gracz decyduje, który oddział ruszy się o jedno pole więcej niż jest to założone.
  • Dowódca atakuje Lwów razem ze swoimi żołnierzami. Gracz w tajemnicy przed drugim wybiera żeton z numerem oddziału dowódcy i zakrywa go na planszy. Gdy uda się ostrzelać ten oddział gracz musi odkryć żeton i ujawnić jednostkę, w której ukrywa się dowódca. Jeśli oddziały te dotrą do Lwowa punktuje się je podwójnie.
  • Aby nie ułatwiać zbytnio życia bolszewikom w grze zaawansowanej lotnictwo polskie może trwale rozproszyć oddziały kawalerii tzn. usunąć żeton z gry. Dzieje się tak, gdy dwukrotnie uda się ostrzelać tę jednostkę w jednej rundzie.

Kostka decyduje o trafności strzału... ale też o awarii silnika.


Instrukcja jest bardzo dobrze napisana, wzbogacona o ciekawe fakty w historii. Wystarczy raz przeczytać, aby w pełni cieszyć się wersją podstawową, ale naszym zdaniem po zagraniu w tryb zaawansowany już nigdy nie powróci się do prostszych zasad. Trzeba zaznaczyć, że gra ta jest pierwszą częścią lotniczej trylogii IPNu, a kolejnymi grami odnoszącymi się do polskiego lotnictwa w czasie II Wojny Światowej są "111" oraz "303"


Wykonanie:

Wszystkie komponenty są porządnie wykonane, plansza jest mała ale wystarczająca. Co nas ucieszyło pudełko jest kompaktowe, jak cała gra, więc można ja zabrać ze sobą na przykład na wakacje. Grafiki nie powalają, ale z drugiej strony nie o plastyczność tu chodzi. Podoba nam się plansza wyglądająca nieco jak mapa kartograficzna. Uciążliwe jest przesuwanie czy reorganizacja rozproszonych oddziałów – kiedy sześciokątne znaczniki trzeba odwracać na drugą stronę. Wtedy przy nieostrożnym ruchu przestawia się inne komponenty na planszy. Jednak nie jest to aż tak bardzo uciążliwe, aby coś ująć rozgrywce. Mało elementów, a tak wiele możliwości rozgrywki czyni te grę bardzo atrakcyjną.





Opinia Blondi:

Z dużym dystansem podeszłam do tej gry. Mimo, że uwielbiam klimat I i II Wojny Światowej, bałam się, że kolejna z gier dwuosobowych również mnie rozczaruje.Okazuje się, że gra ta jest naprawdę bardzo dobra pod względem mechaniki. Przede wszystkim asymetryczność robi tu dobrą robotę. Znudziła Ci się Armia Czerwona? To teraz ja obronię Lwów. Zaciętość gwarantowana. Bardzo, ale to bardzo podoba mi się wariant zaawansowany. Ze strachem w oczach patrzyłam jak Kris próbował ostrzelać moje oddziały z dowódcą i... ufff – nie udało mu się. W trybie eksperckim trzeba też uważać na kilka rzeczy naraz – nie tylko zmylić przeciwnika, ale i dotrzeć możliwie największą liczbą oddziałów do Lwowa, przeprawić wszystkie jednostki przez Bug i jeszcze uważać na samoloty. Podoba mi się bardzo to, że gra trwa ok. 15-20 minut. Coś szybkiego na rozgonienie chmur, na plaży, albo po obiedzie na tarasie. I jeszcze można nieźle pogłówkować. 
Gra mnie uwiodła i znajduje miejsce w moim sercu oraz na naszej półce z grami. Czuję, że będziemy do niej często wracać, a ja już zapowiedziałam, że zabieramy ją na wakacje.
Najbardziej podoba mi się: wariant ekspercki i krótka rozgrywka.





Opinia Krisa:

Gry historyczne zawsze przyciągały moją uwagę, dlatego tak jak Blondi trafnie stwierdziła ucieszyłem się, gdy jedna z nich wylądowała na naszym stole. Po rozpakowaniu i rozegraniu pierwszych partii pomyślałem sobie: no cóż – kostka, parę żetonów i plansza... czekam na więcej!. Jednak gdy zagraliśmy w wariant rozszerzony okazało się, że drzemie w niej jednak troszkę więcej, niż zwyczajny minimalizm. Wiele zasad wprowadza dreszczyk emocji, trzeba ruszyć głową, a nie tylko przesuwać bezmyślnie znaczniki. Strategia oraz odrobina szczęścia pozwolą na maksymalna satysfakcję. Poza tym czuć klimat bitwy. Tu się dzieje! Tu się walczy! Nie można zaspać. A to wszystko w tak krótkim czasie.
Nie jest to jednak gra dla każdego i jeżeli ktoś się historią nie interesuje i nie chce się z nią zapoznać, to może ona nie dostarczyć tego pożądanego przez graczy efektu "Wow". Krótki czas gry czyni z niej niezłą "rozgrzewkę" i jest idealna, gdy mamy akurat chwilkę czasu. Bardzo podoba mi się instrukcja, wzbogacona o mnóstwo faktów i zdjęć z czasów I wojny światowej. Boli mnie jednak, że komponenty, a w szczególności znaczniki Armii Czerwonej i Samolotów nie są bardziej klimatyczne. Aż prosi się o figurki! Dużym plusem gry 7. W obronie Lwowa jest jej kompaktowość. Spokojnie można zabrać ją na wypad za miasto, na plażę, do parku, schować do plecaka. Nie jest to gra, która będzie codziennie lądować na naszym stole, jednak gdy znajdziemy wolne 20 minut wybór nie będzie inny niż ta szybka dwuosobówka.
Najbardziej podoba mi się: Instrukcja, szybkość rozgrywki

Ocena końcowa:

  • Biorąc pod uwagę:
  • szybkość rozgrywki,
  • kompaktowość,
  • urozmaicenie,
  • strategię,
  • podłoże historyczne,
  • możliwość gry w dwie osoby,
  • dwa warianty gry (podstawowy i zaawansowany)



Dajemy tej grze ocenę: 4,5/6


wtorek, 30 czerwca 2015

Szybki rzut kością - 7. W obronie Lwowa

Uwielbiamy gry Instytutu Pamięci Narodowej. Kolejka to jedna z tych pozycji, która najczęściej ląduje na naszym stole, gdy przychodzą znajomi. Bardzo często wozimy ze sobą Reglamentację do naszych rodzin. Przyszła więc pora na grę bitewno-strategiczną, jedną z kilku dostępnych na polskim rynku, a wydaną przez IPN.
W obronie Lwowa to szybka gra dla dwóch graczy. Czas jej trwania to zaledwie 15 minut, a asymetryczność pozwala na różnorodność przy każdej partii. Każdy z graczy staje po przeciwnej stronie frontu. Kawaleria bolszewicka ma za zadanie zdobyć Lwów, natomiast lotnictwo Polskie musi obronić miasto. 
Gra jest ciekawa, bardzo dobrze przemyślana, sukces leży w jej prostocie. Na początku baliśmy się o szachowość rozgrywki doprawioną losowością. Jednak te czynniki znacznie wpływają na klimat gry oraz fakt, że oddaje ona realia nie tylko historyczne, ale i fizyczne (rzut kością determinuje ostrzał, który w rzeczywistości nie zawsze był przecież celny). 
Małe pudełko - idealne na wakacje dla osób, które uwielbiają historię i chcą w szybkim, ale intensywnym czasie pogłówkować nad strategię wojenną.





środa, 17 czerwca 2015

Szybki rzut kością - Alchemicy

Ciężko jest grać samemu. A jeszcze smutniej, kiedy te najlepsze gry wymagają drugiego współgracza! Kris wróci z Germanii dopiero w sierpniu, ale wtedy na pewno rozgorzeje znów planszówkowe szaleństwo! 

Dzień przed Krisa wyjazdem graliśmy w grę Alchemicy. To naprawdę innowacyjna planszówka, wykorzystująca aplikacje na smartfony, tablety oraz komputery. Krótko rzecz ujmując w Alchemikach chodzi o znalezienie idealnego odczynnika składników, z których ważymy eliksir. Dzięki oprogramowaniu na urządzenia elektryczne żadna, ŻADNA rozgrywka nie jest taka sama. 
Tu pojawia się pytanie o to, czy ta gra jest nadal grą planszową skoro wykorzystuje się w niej sprzęt, taki jak na przykład smartfon. Na forach rozgorzał bunt podobnie jak w przypadku gry X-COM, która wykorzystuje te same urządzenia. Otóż tak! To wciąż gra planszowa! Na dodatek bardzo dobra. A aplikacja na smartfona/tablet/komputer eliminuje tzw. mistrza gry, który zamiast grać musiałby sprawdzać poprawność rozwiązań. Gdyby komuś jednak przeszkadzało to, że gra wykorzystuje nowinki techniczne może spokojnie skorzystać z dodatkowej plaszetki, dzięki której obejdzie tę wątpliwą niedogodność.

Pierwsze wrażenia? Bardzo rozbudowana, pięknie wykonana gra. Mnóstwo główkowania, dużo kombinowania i wielka satysfakcja płynąca z rozgrywki. Klimat daje się odczuć przy każdym ruchu i decyzji. Osłonki, które imitują kociołki każdego gracza to wiśnia na torciku! No i to oznakowywanie swoich odkryć - boskie!
Przy czwórce graczy może się dłużyć, natomiast w dwie osoby - idealna!

Mam nadzieję, że kiedy Kris wróci napiszemy wspólnie recenzję, a przede wszystkim - ZAGRAMY!

Blondi


Rozbudowana, klimatyczna i dobrze zbalansowana plansza



Kociołek alchemika - centrum dowodzenia i odkrywania właściwości różnych składników


niedziela, 3 maja 2015

"Oddam masło za mydło!" Powrót do czasów Reglamentacji

Egzemplarz Reglamentacji otrzymaliśmy w nagrodę od samego Karola Madaja za wymyślenie nowych kart do gry Kolejka. To był dla nas niezwykły zaszczyt, zwłaszcza że dzięki Kolejce zaraziliśmy miłością do planszówek wiele krewnych i znajomych. Chcieliśmy, aby i ta gra była równie pasjonująca i towarzyska jak jej starsza siostra. Czy podbiła serca naszych rodzin i jak działa bączek? O tym wszystkim poniżej.

Nasz egzemplarz - bezcenny


Zasady i rozgrywka:

Na samy początku gry gracze losują karty zapowiedzianych wizyt – każdy po jednej. Ogląda je po czym odkłada tak, by inni nie widzieli. Gracze ustawiają swoje pionki na torze – kolejce do kasy. Trzeci gracz, który staje w tej kolejce jest graczem rozpoczynającym. Każdy z uczestników zabawy otrzymuje 5 kart towarów, a za "ladą" sklepu ustawia się 6 kart zakupów. Karty towaru to nic innego jak nasze wydzielone "kartki" na zakup jakiegoś dobra. Te kartki trzyma sie w ręce i kombinuje, co by tu można kupić za nie w sklepie. Przyjeżdżają goście w odwiedziny? To może jakiś tort? A pan Zbyszek przychodzi naprawić kran, trzeba mu zaserwować coś mocniejszego. Za ladą znajdziemy sporo pomysłów – tylko czy nas na nie stać!? Jak zdobyć upragnione zakupy?

Przychodzą goście - trzeba zrobić zakupy

Gra składa się z dwóch rund:
  • gracz rozpoczynający dobiera dwie kartki towarów. To on posiada również bączka dołączonego do gry. Kręci on nim, po czym wymienia się z innymi swoimi kartkami tak długo, aż bączek stanie w miejscu.
  • gracz który stoi pierwszy w kolejce do lady zakupuje kartę zakupów płacąc za nią kartkami na ręce.
Rozłożona gra



Gra kończy się w momencie, gdy wszystkie karty zakupów zostaną wykorzystane. Po ostatniej, końcowej rundzie następuje podliczenie punktów.
Na każdej karcie zapowiedzianej wizyty znajduje się punktacja – cztery symbole mają przydzieloną liczbę punktów 1 lub 2. Dlatego tak ważne jest aby nie pokazywać tych kart współgraczom. Wszyscy podliczają i ten, kto uzyskał najwyższy wynik – wygrywa! Bardzo proste zasady zamieszczone są w klimatycznej, szybkiej instrukcji.



Dodatkowego smaczku dodaje pionek spekulanta, który nieco miesza w grze: można się z nim wymieniać miejscem, a kiedy przychodzi jego pora na zakupy to kostka i liczba wyrzuconych oczek decydują o tym, którą kartę kupi. Wtedy każdy trzyma kciuki, aby to nie była ta przez niego upatrzona.

Wykonanie:

Mała ilość komponentów i mikroplansza nie zaburza koncepcji gry. Ten minimalizm nasycony jest głębokim klimatem PRLu. Karty towarów na awersach są obdarzone obrazkami rzeczywistych kartek z czasów reglamentacji. Cała oprawa oraz szata graficzna bardzo przypomina grę Kolejka. Wszystkie elementy są porządnie wykonane. Mamy obawy co do wytrzymałości kart, które wypadałoby zakoszulkować. Bączek kręci się jak przystało na bączka na wielu powierzchniach i nie trzeba podkładać pod niego żadnych dodatkowych mat, książek, podkładek na myszki i co tam jeszcze gawiedź internetu nie wymyśliła. W małym i zgrabnym pudełku oprócz instrukcji znajdziemy także książeczkę, przybliżającą graczom historię reglamentacji towaru w Polsce.





Opinia Blondi:

Miałam duże obawy co do tego, czy Reglamentacja będzie w stanie dorównać Kolejce. Po zagraniu kilku partii musiałam stwierdzić, że nie jest to tak dobra jak jej starsza siostra, ale też jest od niej zupełnie inna. Reglamentacja to przede wszystkim gra na wskroś imprezowa. Na pewno nie wyciągnęłabym jej na stół przy wytwornych geekach. Przy piwku sprawdza się idealnie. Wymiana towarów podczas kręcenia bączkiem to rewelacyjna zabawa! Trzeba się dobrze nastroić i trochę przymrużyć oko na losowość, która jest w tej grze nieco frustrująca. Za pierwszym razem wielbiłam tę grę za bączka, który znalazłam w pudełku! Wbrew opinii internetowego światku dobrze sie nim kręci i nawet nasz nieprzystosowany to gry stół nie był w stanie zatrzymać tego małego wariata. Moim zdaniem ten bączek to klu całej gry. Gdyby nie on gra byłaby przeciętna. Kolejną rzeczą, która nieco uwiera to regrywalność. Pierwszy raz pozostawia poczucie spełnienia i satysfakcji – oto znaleźliśmy idealną grę imprezową. Natomiast po kilku rozgrywkach staje się ona bardziej przewidywalna, a zabawa w dużej mierze zależy od nastrojów graczy.
Z ciężkim sercem muszę przyznać, że Kolejka w moim sercu zajęła szczególną pozycję i nie ma tam miejsca na Reglamentację.
O ile gracze mają jakiekolwiek pojęcie o tych starych czasach (nasi obcojęzyczni znajomi nie byli w stanie pojąć fenomenu kartek) i o ile na stole stoi coś procentowego i jeszcze jeśli uczestnicy zabawy zagrają w nią jedynie raz, to gra ta ląduje u nas na stole. W innych przypadkach raczej leży sobie spokojnie na półce i ustępuje miejsca lepszym grom.
Najbardziej podoba mi się: bączek i klimat.

Najważniejszy element gry. Uwielbiany przez wszystkich - bączek


Opinia Krisa:

Reglamentacja, patrząc po pudełku wydaje się dosyć nie pozorną grą, lecz mimo małych rozmiarów stanowi ona bardzo ciekawą rozgrywkę rodzinną, szczególnie dla osób które pamiętają czasy tejże epoki. Na pierwszy plan wysuwa się bączek który dosadnie pokazuje nam, o co w tej grze tak naprawdę chodzi, mianowicie o zdobycie potrzebnych nam rzeczy poprzez wymianę z innymi graczami. Ustawienie pionków w kolejce, mimo iż ma znaczenie nie jest moim zdaniem motywem przewodnim. Wymiana za miejsce ze spekulantem nie jest też tak pomocna jak w grze kolejka. Bardzo dużym plusem reglamentacji jest jej regrywalność. Każda rozgrywka jest inna mimo że za każdym razem robimy to samo. Łatwe reguły sprawiają również, że można ją wyciągnąć na stół i po krótkim wytłumaczeniu zasad od razu grać. Jeżeli ktoś polubił Kolejkę i lubi klimat PRL tej pozycji nie może zabraknąć w jego kolekcji.
Najbardziej podoba mi się: bączek i grafika

Karty zakupów



Ocena końcowa:

  • Biorąc pod uwagę:
  • losowość;
  • regrywalnosc;
  • cenę;
  • złożoność rozgrywki;
  • bączka :)


Dajemy tej grze ocenę: 3,75/6





środa, 8 kwietnia 2015

Otwieramy pudełko: Alchemicy

Co za urodzaj! Wczoraj Eldritch, a dzisiaj nowiusieńcy, jeszcze ciepli, dopiero co z drukarni... Alchemicy! Pierwsza gra w naszej kolekcji, która wykorzystuje aplikację na smartfona i tableta.
Pierwsze wrażenia? Wow! Ale kolorowo! Szczególnie przypadły nam do gustu kociołki. A zresztą zobaczcie sami...







wtorek, 7 kwietnia 2015

Otwieramy pudełko: Eldritch Horror: Przedwieczna groza

Długo wyczekiwana przez nas przygodówka w końcu trafiła do nas na stół. Radość rozpakowywania pudełka nie do opisania! Zgrana Para pozdrawia!






środa, 1 kwietnia 2015

W co zagramy przy świątecznym stole? 6 gier, które zabieramy do bliskich na Wielkanoc!

Za każdym razem kiedy jedziemy do domu zabieramy ze sobą kilka gier. Nasze rodziny już wiedzą, że bez tego nasza wizyta się nie obędzie. W tym roku na Wielkanoc jedziemy do Opola. Dokładnie tam dwa lata temu, kiedy w Niedziele Wielkanocną spadł metr śniegu, graliśmy cały dzień w Osadników z Catanu. Były to jedne z lepszych świat i w tym roku zamierzamy powtórzyć wyczyn.... mamy jednak nadzieję, że obejdzie się bez śniegu.



Oto gry, które zabieramy na piękną Opolszczyznę:

6. UNO
Jest to zawsze aktualna, szybka karcianka na zabicie nudy. Swojego czasu Blondi i jej siostra zagrywały się w tę grę niemalże na każdych urodzinach koleżanek. Zabieramy tak na wszelki wypadek.




5. REGLAMENTACJA
Ostatnio zrobiła furorę na stole. Bączek i wymiana spowodowała niejeden wybuch śmiechu. No i ten klimat PRLu!



4. KOLEJKA
Pozostajemy w klimacie PRL. Ta gra to na stole niemalże mus! Nie dość, że śmiechu i interakcji jest co niemiara, to jeszcze na planszy dużo się dzieje. My gramy z dodatkiem Ogonek i za każdym razem mamy świetny ubaw. Kolejka jedzie z nami!



3. 7 CUDÓW ŚWIATA
Nieco bardziej wymagająca, ale jak już ktoś nauczy się w nią grać to nie będzie chciał przestać. Krótki, ale intensywny czas gry pozwala na szybką partię nawet do siedmiu graczy, co przy dużej rodzinie świetnie się sprawdza. Notesik do zapisywania punktów już gotowy!



2. ROBINSON CRUSOE
To dosyć ciężki tytuł, którym chcemy się pochwalić. Dużo myślenia i kombinowania, mnóstwo losowości, a momentami nawet frustracja i rozpacz. Robinsona bierzemy po raz pierwszy do Opola i będziemy namawiać do gry. Dobrze, że to kooperacja, bo liczba komponentów może na początku przestraszyć początkujących graczy. 



1. WSIĄŚĆ DO POCIĄGU
...nie byle jakiego! Ta gra nas olśniła i jesteśmy w stu procentach pewni, że to będzie hit tych świąt. Prostota i genialna mechanika tej gry z pewnością sprawią radość graczom w każdym wieku. Duża, piękna plansza i kolorowe komponenty tylko przyciągają, a satysfakcja płynąca z gry to wisieńka na torcie!



A Wy jakie gry zabieracie na święta do domu? A może świętujecie u siebie? Jaka planszówka najczęściej ląduje na stole podczas spotkań z najbliższymi?

Zgrana Para życzy wszystkim swoim czytelnikom radosnych Świąt i mokrego Dyngusa... i pamiętajcie: bojkotujemy śnieg i nie lepimy bałwana!